Jeśli mroczną podświadomością kina artystycznego są filmy, w których paragwajska babuleńka leży na hamaku i czeka na Godota, to obrazy tercetu Dominique Abel – Fiona Gordon (prywatnie małżeństwo) – Bruno Romy są jego Super Ego. To realizm magiczny dla ubogich – ubrane w sprany kostium burleski i komedii slapstickowej kino o wykluczonych. Doskonały temat dla braci Kaurismakich i chyba jeszcze lepszy dla armii ich epigonów, którzy "galerię sympatycznych dziwaków" znają jak własną kieszeń.
"Rumbę" – cyniczną próbę eksploatacji rzeczonej poetyki – zniosłem dzielnie, gdyż budowanie humorystycznej warstwy filmu w oparciu o aparycję wiodących aktorów było dość odważnym posunięciem. Wobec "Czarodziejki" muszę jednak zgłosić weto, bo nie dość, że ten sam trik nie działa dwa razy, to jeszcze z ekranu wieje nudą. Chyba że bawią Was stylizowane na pantomimę, powtarzane do znudzenia żarty sytuacyjne, oniryczne odjazdy z drugiej ręki oraz zainscenizowane bez polotu numery musicalowe. Zaraz ktoś będzie lamentował, że lepsza taka sztampa niż Hollywood, ale zapewniam – to nie jest jeden z tych filmów, w których milczenie znaczy więcej niż tysiąc eksplozji.
Jeśli wierzyć twórcom, historia zahukanego recepcjonisty z podrzędnego hotelu (Abel) i kobiety podającej się za tytułową czarodziejkę (Gordon) miała być hołdem dla pionierów kina – Meliesa, Chaplina, Keatona. Niesamowicie chuda Gordon, z pociągłą twarzą i obciągniętym ziemistą skórą pająkowatym ciałem ma w sobie elegancję "niemych" komików. Abel – wcielenie nieporadności, zagubienia i melancholii – wydaje się dla niej perfekcyjnym kontrapunktem. Na tym jednak kończy się komiczny potencjał historii. Reszta to nieudolne naśladowanie archaicznego, choć urokliwego języka filmu – znajdziecie tu i wsteczną projekcję, i tekturowe dekoracje, i staroświeckie sklejki montażowe. Wszystko wydaje się bardzo atrakcyjne – prawie tak bardzo jak karciane sztuczki wujka z Przysieki Starej.
Szczęście w nieszczęściu dla miłośników pereł z lamusa, że "Czarodziejka" wchodzi do kina razem z oscarowymi hitami – "Artystą" i "Hugonem i jego wynalazkiem". Mogą rozważyć wszelkie "za" i "przeciw" i spokojnie zdecydować, pod czyim hołdem dla pionierów X Muzy się podpisać. Niech pomyślę...
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu